Misto do peixe
Kolejny trochę bardziej leniwy dzień, z lekturą, czasem na wpatrywanie się w ocean i dopieszczaniem przez słońce. Na śniadanie jakieś okruszki bolo do mel i owoce….więc wcześnie zrobiliśmy się głodni. 

Nie chciało nam się daleko chodzić. Padło więc na pobliską restaurację serwującą owoce morza i ryby….no czego innego mogliście się spodziewać? A wieczór miał być taki trochę „ą i ę”, zrobiliśmy się na dwa bóstwa, od stóp do głów i ruszyliśmy na żer.

Znowu byliśmy trochę wcześnie, jak na południowe standardy. Za to dostaliśmy stolik tuż przy oknie, z którego czekając na danie główne mogliśmy podziwiać kąpiące się na naszych oczach słońce. 

Chcąc spróbować, jak najwięcej, zdecydowaliśmy się na danie dla dwóch osób: ryby i skorupiaki w asortymencie…brzmi vintage, co nie? 

Jak zwykle, buzujące soki trawienne uspokoiliśmy kawałkami chlebka bolo do caco i białego wina. A potem się zaczęło….na środek stołu wjechał sporych rozmiarów półmisek wszelkiego dobra: sześć różnych gatunków ryb, krewetki i kalmary, dwa rodzaje małż, smażone banany…..Nie zdążyliśmy się nawąchać i nacieszyć oczy, gdy doniesiono nam przystawki! A właściwie, najpierw dodatkowy stół, na którym zaserwowano nam bataty i kartofle, ćwiartkę białej kapusty, pieczone buraki i nie pamiętam już co jeszcze….Zapowiadała się gargantuiczna uczta! A przecież my nie mamy możliwości Obelixa! Ha…okazało się ze mamy! 

Do dzieła zatem….każda z ryb była inna… w smaku, w zapachu, w teksturze mięsa. Każda pyszna. Tak samo świeże krewetki i małże. Ponadto odkryliśmy, że smażony banan ma niesamowitą właściwość – oczyszcza kubki smakowe, tak że kęs kolejnej ryby lub warzywa dostarcza świeżych wrażeń. Warto przenieść ten trick do domowej kuchni.

Pewnie okrzykami zachwytu złamaliśmy etykietę stołową, ale co tam. Jedzenie było po prostu nieprawdopodobnie dobre! Ale zupełnie nie pamiętamy jak się dotoczyliśmy po kolacji do domu….Było w większości z górki…wiec pewnie na roll-mopsa.
Marisqueira o barqueiro
Rua da Ponta da Cruz
Centro Comercial CentroMar Loja 21
9000-103 Funchal
https://www.facebook.com/marisqueira.obarqueiro/?locale=pl_PL

 

Wątróbka wołowa
Steki wołowe
Chociaż na tych wakacjach nastawialiśmy się głównie na smakowanie ryb, to był drugi raz, gdy skusiliśmy się na danie mięsne. W Ponta do Sol, po całodziennym zwiedzaniu, usiedliśmy do stołu by zatopić zęby w wołowinie. Dwa wysmażone na krwisto steki z różnych gatunków mięsa.

Natomiast absolutny zachwyt wywołała podana jako starter wołowa wątróbka duszona w sosie własnym.

Z tego co zauważaliśmy, menu restauracji zmienia się sezonowo. Wy możecie trafić na inne frykasy.
Stek and Sun
R. Dr. João Augusto Teixeira
9360-215 Ponta do Sol
https://www.steakandsun.com/

 

Sopa de Trigo (krupnik z pszenicy)
Zupa rybna
I znowu w trasie….tym razem objazd północno-wschodniego krańca wyspy – kolejne urwiska, klify, cuda natury, których podziwianie nigdy nam się nie nudzi. 

W większości miejsc jesteśmy sami, albo wśród nielicznych turystów. Tak jak lubimy.

Czas mija i przez huk fal rozbijających się o skały coraz wyraźniej słychać burczenie w brzuchu. Owoce, które zapakowaliśmy na przekąskę zostały dawno zjedzone. 

W Santanie odhaczyliśmy maciupkie domki – kolorowe rybaczówki – pobawiliśmy się z miejscowym hersztem wśród kotów (co za futro!) i zaczęliśmy się rozglądać za czymś do zjedzenia, gdy za plecami wyrosła jak spod ziemi uprzejma pani i zaprosiła nas na taras rodzinnej knajpki….Wytłumaczyliśmy, że chcemy coś lekkiego i prostego…i dostaliśmy to, czego było nam trzeba: zup! 

Jedna rybna..pachnąca, lekka acz pełna morskich frykasów i jarzyn. Druga gęsta, na pszenicznej kaszy, z kawałkami wieprzowiny i warzyw…Proste, lecz sycące dania, które pochłonęliśmy ze smakiem. Zmieściliśmy jeszcze aromatyczną kawę i po pastél de nata (no bo jakże inaczej). Życie może być takie smaczne!
A espiga
r. Cmte. Camache de Freitas 2
9230-116 Santana
https://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g1178716-d9557385-Reviews-A_Espiga_Santana-Santana_Madeira_Madeira_Islands.html

 

Tuńczyk
Danie rybne dnia
Lekki obiad był z góry przemyślany, albowiem wieczorem mieliśmy zaplanowaną kolację w Porto da Cruz. A pipa – coś na kształt karczmy – cieszy się dużą popularnością. Tym razem zajechaliśmy na miejsce dosyć późno i zajęliśmy jeden z ostatnich wolnych stolików. Po nas ustawiła się kolejka gości….

Tym razem postanowiliśmy skosztować tuńczyka oraz ryby dnia…..której nazwy zapomnieliśmy zanotować. Zresztą nieważne. Dania były znowu bosko dobre: pachnące, treściwe w smaku. A takiego steku tuńczyka, to z ręką na sercu nie jedliśmy nigdy wcześniej (ani na razie potem). A jeszcze dodatek słodkich batatów…..ou la la! 

Siedzieliśmy przy stoliku na zewnątrz lokalu. W pewnym momencie dosiadł się do nas bury kocur…z zaciętą miną oczekiwał na coś z naszego stołu. Dostał i owszem. Jedzenia mieliśmy pod dostatkiem. Na końcu jednak, szelma rozbestwił się już na tyle, że łapą zagarniał resztki: skórę i ości z talerza! Takie to kocie obyczaje. 

Kolacja w Porto da Cruz po raz kolejny udowodniła nam, że do wybornego jedzenia nie potrzeba wymyślnych wnętrz ani wykwintnego nakrycia stołu. Świeże produkty, wiedza kulinarna i serce osoby, która przygotowuje jedzenie, jest wszystkim czego trzeba by świetnie zjeść. 

Do baru A pipa na pewno wrócimy, jeśli tylko znowu będziemy na wyspie.
A pipa
Casas próximas
9225-050 Porto da Cruz
https://www.facebook.com/SnackBarAPipa

 

Zupa pomidorowa
Jagnięcina
Wcześniej tego dnia zdobyliśmy najwyższy szczyt wyspy Pico Ruivo, co przy sporej kontuzji kolana, nabytej już drugiego dnia, było nie lada wyczynem. 

I dosłownie sięgnęliśmy nieba, już wtedy, gdy na kamieniach i w promieniach przedpołudniowego słońca pałaszowaliśmy śniadanie: krojony scyzorykiem owczy ser, miejscowy chleb, zimna woda….

Radość w sercu z zapierających dech widoków, duma z pokonania słabości własnego ciała, rozmowy z napotkanymi na szlaku piechurami nastroiły nas wyjątkowo pozytywnie. 

Nie mając sprecyzowanych planów na resztę dnia, włóczyliśmy się od miasteczka do miasteczka…od jednego punktu widokowego do drugiego. W cichym o tej porze roku Faial trafiliśmy na restaurację z przepięknym ogrodem. Stoliki rozstawiono pomiędzy rabatkami, na których kwitły frezje, begonie, strelicje, owocowały pomidory, pachniał szczypior. A z oczka wodnego dochodził rubaszny rechot żab. 

Zamówiliśmy zupę pomidorową i jagnięcinę w jarzynach. Czy zaskoczy Was komentarz, że znowu mieliśmy szczęście spróbować smakowitych potraw przygotowanych i podanych z sercem? 

Zupa była zarówno słodka, jak i kwaskowata, o żywym kolorze. A jagnięcina…nawet jeśli importowana aż z Nowej Zelandii, była przyrządzona jak majstersztyk. Delikatne, kruche mięso, z właściwą sobie nutą zapachową, wzbogaconą sokami gotowanych jarzyn. W sumie, zamówiliśmy jedną porcję do podziału, a odnieśliśmy wrażenie, jakbyśmy usiedli przy stoliku, co sam się nakrywa. Niby nie dużo, a wystarczająco, niby do podziału na dwóch, a za każdym razem łyżka albo widelec były pełne..no po prostu czary w Faial!
Restaurante a chave
Rua da Igreja
9230-053 Santana
https://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g1178716-d1837546-Reviews-Restaurante_A_Chave-Santana_Madeira_Madeira_Islands.html

 

Najlepsze kasztany są u zakonnic
Późnym popołudniem trafiliśmy do miejscowości ukrytej wewnątrz wyspy, wśród stromych zboczy wysokich wzgórz. Powietrze było ostre, chłodne, tak różne od tropikalnej atmosfery południowego wybrzeża, zwłaszcza w okolicach stolicy.

Curral das Freiras słynie z dań przygotowywanych na bazie jadalnych kasztanów. I tych specjałów chcieliśmy spróbować. Zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze skuszeni tym, że na pierwszy rzut oka siedzieli w nim tylko tubylcy – górale o ogorzałych twarzach. I nie pomyliliśmy się. Byliśmy jedynymi obcymi – uważnie zlustrowanymi i pewnie obgadanymi przy kawie i papierosie. 

Skusiliśmy się na kasztanowe muffiny, kasztanowy sernik i prostą kasztanową tartę do kawy. Entliczek-pentliczek – kasztanowy podwieczorek. Do torby spakowaliśmy jeszcze bochenek chleba (już bez kasztanów). 

Miejsce było trochę szorstkie, nie turystyczne i z duszą. Po drugiej stronie szosy był sklep, w którym można było kupić, widły, żywe kurczaki, nasiona warzyw, wino w kartonie jak i dojrzewające mięso. Bardzo lubimy takie klimaty, więc zrobiliśmy nieduże zakupy, na śniadanie następnego dnia. Nie, nie kupiliśmy kury…ani na rosół, ani do towarzystwa. 

Delikatnie osłodzeni ruszyliśmy dalej i ku naszemu zdziwieniu odkryliśmy, że „turystyczny” Curral – ze sklepami z pamiątkami, restauracjami i standami do pamiątkowych fotek – był tuż za zakrętem! 

W sumie, dobrze, że zatrzymaliśmy się wcześniej. Mogliśmy chociaż przez chwilę posmakować popołudnia, tak jak to robią górale z Curral…a nie turyści.

A dlaczego najlepsze kasztany są u zakonnic? Bo Curral das Freiras oznacza – Dolinę Zakonnic.
Curral Das Freiras bakery & patisserie
Estr. Cónego Camacho 33A
9030-319 Curral das Freiras
https://restaurantguru.com/Padaria-Pastellaria-Curral-Das-Freiras-Curral-Das-Freiras

 

Espetadas
Zamarudzilśmy na plaży, i kiedy wieczorem dotarliśmy na kolację do miasta, odbijaliśmy się od drzwi restauracji, gdyż wszystkie stoliki były zajęte. No i co psuje humor bardziej, niż drażniące nozdrza zapachy, i smakowite dania na talerzach gości, gdy kiszki grają już marsza, ale pogrzebowego?
Na szczęście, wprawne oko restauratora wypatrzy z daleka zamroczonych głodem spacerowiczów, którym do szczęścia wystarczy włożyć kieliszek wina i zapewnić, że stolik będzie gotowy za kilka minut. My byliśmy gotowi jeść kelnerowi z ręki. Nie byliśmy natomiast świadomi, że trafiamy do miejsca, o którym wspomniano w rubrykach kulinarnych gazet na kilku kontynentach. O tym przeczytaliśmy później.
W każdym razie, zanim zajęliśmy miejsca, zdecydowaliśmy się na mięsną specjalność wyspy, której do tej pory jeszcze nie spróbowaliśmy oraz powtórzyliśmy danie z ośmiornicy. Potrawy, jak się domyślacie były znakomite. Ponieważ zaś o tej ostatniej wspomnieliśmy już wcześniej, skupimy się na espetadas z mięsa wołowego. I jeśli pomyślicie, co może być specjalnego w wołowych szaszłykach, to już spieszymy z wyjaśnieniem. Tradycyjnie, kostki mięsa nakłuwa się na szpikulce wykonane z patyków z drzew laurowych, doprawia jedynie solą i piecze na żywym ogniu. Soki i aromaty zawarte w drewnie drzewa laurowego wzbogacają mięso tak, że nie trzeba żadnych innych dodatków. To było proste i po prostu dobre danie. Nic dodać nic ująć. A zły humor prysnął w mgnieniu oka!
Gavião Novo
Rua de Santa Maria 131
9060-291 Funchal
https://gaviaonovo.com/

 

Morskie ślimaki
Parrot fish
Chleb z batatami
Zielony groszek z dzikim brokułem,
Kapusta z parmezanem, orzechami kwiatkami bratków
Wszystko smaczne, co się smacznie kończy. 

Madeira przeszła nasze oczekiwania i chociaż kontuzja kolana wymusiła na nas zmianę niektórych planów, zobaczyliśmy tyle ile mogliśmy a skosztowaliśmy może i więcej. Aż dziwne, że po tej kilkunastodniowej uczcie wciąż mieścimy się w nasze ubrania! 

Koniec wakacji postanowiliśmy uczcić kolacją, a jakże. Zarezerwowaliśmy stolik (bez tego trudno o miejsce) w rybnej restauracji, tuż obok hali rybnej.

Z karty wybraliśmy przekąski i przystawki. Na wybór dania głównego zdaliśmy się na rekomendację szefowej kuchni. Czuliśmy się wprawdzie, jak ten osioł z fraszki, bo i to pachniało i tamto nęciło..ale w końcu jednomyślnie zdecydowaliśmy się na parrot fish – ładnie ubarwioną na czerwono-szaro i z charakterystycznym dziobem, stąd nazwa. 

Jeden toast białym winem i drugi, i przed nami wylądowała patelnia z ślimakami morskimi (limpets) smażonymi w czosnku. Wyborne. Do tego podano nam pieczywo z batatami – ciekawe w smaku z delikatnie pomarańczowymi centkami. Wyczyściliśmy patelnię do sucha. Osoba na zmywaku, na pewno była nam wdzięczna. 

Po niedługim oczekiwaniu, wjechała upieczona ryba papuzia. Co prawda straciła na kolorze, za to mogliśmy nacieszyć się jej smakiem – delikatnym, lekko maślanym, aromatycznym – innymi słowy – delikatesowym! 

Do drugiego dania zamówiliśmy zielony, groszek z dzikim brokułem oraz kapustę z drobinkami parmezanu, orzechów włoskich i bratków. Groszek był drobny i deserowo słodki. Kapusta – błyszcząca i krucha. Kolacja – znowu 12 pkt! 

Tym razem zrezygnowaliśmy z deseru, ograniczając się do filiżanki czarnej kawy na trawienie. 

Po drodze do domu, wstąpiliśmy jeszcze na szklaneczkę ponczy i to by było na tyle. 

A propos ponczy, nie wytrwaliśmy więcej w oczekiwaniu na stolik w Rei da Poncha, o którym pisaliśmy wcześniej. Serwują tam ponche z metra – o różnych smakach. 

Ta, która piliśmy na koniec, była po prostu dobra. Wyśmienitą piliśmy kilka dni wcześniej w barze Filhos D’Mar w Câmara de Lobos. Poncha de Maracujá i Poncha la Negra oraz Nikita (zmiksowane ananasy z lodami) są warte grzechu!
Peixaria no Mercado
Rua Brigadeiro Oudinot 24
9060-209 Funchal
https://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g189167-d23766709-Reviews-Peixaria_no_Mercado-Funchal_Madeira_Madeira_Islands.html

 

last but not least
Nie wiemy, jak Wy, ale my ilekroć wracamy do tych wspomnień, robimy się niewyobrażalnie głodni. I jeśli nie mamy możliwości przyrządzenia czegoś na prędce…zaspokajamy głód przyrządzając sałatkę z pomysłów na kolejne kulinarne wojaże.

P i A (https://www.instagram.com/myaleksander/)