Klasyka zawsze się sprawdza. Biszkoptowe ciasto z zatopionymi gruszkami i roztapiającą się białą czekoladą, oprószone cukrem pudrem. Idealne do mocnej herbaty w jesienne chłodne dni. Do tego banalnie proste i zawsze wychodzi. Taka porcja słodyczy może tylko i wyłącznie poprawić humor 😉 

 

SKŁADNIKI
4 gruszki
1/2 cytryny
4 jajka
180 g drobnego cukru
cukier waniliowy
250 g serka mascarpone
3 łyżki oleju
300 g mąki pszennej
50 g mąki ziemniaczanej
3 łyżeczki proszku do pieczenia
100 g białej czekolady 

DODATKOWO
cukier puder do dekoracji 

PRZYGOTOWANIE 

Gruszki obieramy, usuwamy gniazda nasienne, kroimy w nieregularne kształty, skrapiamy cytryną i odstawiamy. Czekoladę kroimy w kostkę. 

Jajka (najlepiej w temperaturze pokojowej) ubijamy wraz z cukrem i cukrem waniliowym na jasną puszystą masę. Gdy po kilku minutach masa zwiększy 2-3 krotnie swoją objętość, partiami dodajemy serek mascarpone, na koniec wlewamy olej i całość na mniejszych obrotach ubijamy do połączenia się wszystkich składników. 

Do tak przygotowanej masy przesiewamy mąkę pszenną wraz z mąką ziemniaczaną i proszkiem do pieczenia. Ciasto mieszamy łopatką lub rózgą do połączenia się składników. Dodajemy pokrojone gruszki i białą czekoladę. Jeszcze raz mieszamy całość. 

Ciasto przelewamy do tortownicy (23 cm) wyłożonej papierem pergaminowym. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170 stopni C na około 45 minut. 

Studzimy na kratce. Przed podaniem obficie posypujemy cukrem pudrem. 

Smacznego! 

Obłędnie chrupiąca skórka, miękki, sprężysty i wilgotny środek. To wyjątkowo zgrane połączenie.
Ile kuchni i osób, tyle sposobów i przepisów na focaccię. Jedno jest jednak zawsze takie samo, łakome sięganie po kolejne kęsy. Na ciepło, na zimno, z dodatkami czy ociekająca dodatkową porcją oliwy z oliwek, bo tej jak wiadomo nigdy za dużo – focaccia to zawsze znakomity wybór!

SKŁADNIKI
250 g mąki z pszenicy durum
250 g mąki pszennej
20 g świeżych drożdży (lub 7-8 g suszonych)
łyżka miodu
łyżeczka soli
375 ml wody
1/4 szklanki oliwy z oliwek + trochę do wysmarowania blachy
łyżka soli grubo mielonej 

PRZYGOTOWANIE

Zaczyn: wodę podgrzewamy (nie powinna być gorąca) dodajemy drożdże, miód i łyżkę mąki pszennej. Mieszamy i odstawiamy na 20 minut, aby drożdże się lekko spieniły. 

Do miski wsypujemy dwa rodzaje mąki, wlewamy wodę z drożdżami, dodajemy sól i połowę oliwy z oliwek. Całość mieszamy, aż do momentu połączenia się składników, następnie wyrabiamy przez kilka minut robotem (może to potrwać nawet 8-10 minut). 

Szczelnie przykrywamy folią spożywczą i wstawiamy do lodówki na 12-16 godzin. Gdy ciasto wyrośnie w lodówce, przekładamy je do formy wysmarowanej oliwą z oliwek, rozciągamy na całej długości blachy i odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 1,5 godziny. 

Po tym czasie na całej długości i szerokości robimy wgniecenia palcami. Na koniec całość skrapiamy pozostałą oliwą z oliwek i oprószamy solą.  

Wstawiamy do nagrzanego do 240 stopni C piekarnika i pieczemy ok. 15-20 minut. 

UWAGA ciasto zamiast do lodówki można odstawić do wyrastania w ciepłe miejsce, wystarczą 2 godziny.

Smacznego!

Pora na drugą część subiektywnego przewodnika kulinarnego po Berlinie. Było słono, momentami pikantnie i aromatycznie, pora więc teraz na coś słodkiego. Kuszące śniadania, obłędny sernik oraz oblepiające słodyczą pistacji i orzechów zatopionych w złocistym miodzie tureckie przysmaki. Do tego wisienką na torcie niech będzie zaproszenie na prawdziwą małą czarną, parzoną przez sympatyczną Turczynkę w… gorącym piasku. Gwarantuję, że wielbiciele kawy zwariują. Gorąca, mocna, pobudzająca wszystkie kupki smakowe, kusi zapachem już z kilku metrów. Nieważne, czy odwiedzam mój ukochany bazar latem, kiedy z nieba leje się żar, czy też zimą, gdy minus dziewiętnaście stopni ściska mi skronie, a w głowie mam wszystkie bluzgi jakie znam – to i tak jest miejsce, którego nigdy nie omijam. I Was również tam (i nie tylko tam!) zapraszam.

Turecki Market – kawa po turecku
Zazwyczaj odwiedzam to miejsce, aby zaopatrzyć się w przyprawy. Mówiąc szczerze, od kilku lat większość tych, których używam w mojej kuchni, pochodzi właśnie stamtąd. Znajdziecie tam wszystko: od podstawowych ziół, takich jak sól czy kilkanaście rodzajów pieprzu, aż po fantastyczne mieszanki, curry i różnego rodzaju herbaty. Gdy już tam myszkuję, to nigdy nie przejdę obojętnie obok stoiska, na którym serwuje się tradycyjną kawę po turecku parzoną w gorącym piasku, albo miejsca, gdzie można kupić tureckie ciasteczka czy słodkości z pistacjami albo orzechami i miodem. Do tego burek na słono z serem albo szpinakiem, świeże pieczywo, pasty (chyba nie ma kombinacji, której nie można by tam znaleźć), oliwki w zalewach, octach i ziołach. A sam spacer wzdłuż Landwehrkanal i obserwacja niespiesznie przepływających Sprewą łabędzi to dodatkowa przyjemność.
tuerkenmarkt.de
Maybachufer 3
12047 Berlin

Five Elephant – obłędny sernik
O tej małej palarni kawy w Berlinie słyszałem i czytałem kilka razy na długo, zanim ją odwiedziłem. To minimalistyczne miejsce, do którego wpada się głównie na jedną z kilkunastu cudownie aromatycznych kaw, pochodzących z ekologicznych plantacji. Moje serce skradł jednak serwowany tutaj sernik. Generalnie kocham serniki, acz najchętniej sięgam po najprostszy, klasyczny na kruchym spodzie. I właśnie w „Five Elephant” taki znalazłem. Obłędnie kremowy, delikatny, słodki, ale nie przesłodzony. Jeśli więc przyjdzie Wam ochota na dobrą kawę i domowe ciasto, koniecznie musicie zameldować się pod tym adresem. Ja do tej pory odwiedzałem lokal na Kreuzbergu, ale jego filie działają jeszcze w trzech innych berlińskich lokalizacjach.
fiveelephant.com
Reichenberger Str. 101
10999 Berlin

Never Ever Ending Love Story – śniadanie na słodko
Tosty francuskie, kilka rodzajów pancaków, wszelkiego rodzaju jajka, kanapki na słodko, domowe granole, rogaliki, a do tego pyszne kawy, koktajle, soki i smoothies – to serwuje się w tej „nigdy niekończącej się miłosnej historii”. Karta nie jest przeładowana, ale i tak każdy znajdzie coś dla siebie. Jest sporo propozycji na słono, choć mnie bardziej przekonują ich słodkie dania. Naleśniki ze świeżymi owocami, kremami, nutellą i masłem orzechowym po prostu wymiatają! Dzieki nim znalazłem się w kulinarnym siódmym niebie.
anevereverendinglovestory.de
Kantstraße 25
10623 Berlin

Princess Cheesecake
W drodze powrotnej z Mooga natrafiłem swego czasu na Princess Cheescake. Byłem najedzony po same uszy, zarzekałem się, że nic więcej już nie zjem i wtedy… zobaczyłem w witrynie 😉 Wiadome było, że muszę wejść i spróbować. Wszystkie ciasta na dzień dobry wyglądały tak, że chciało się ich spróbować, pojawił się więc problem, które wybrać? Przy pierwszej wizycie padło na puszysty sernik amerykański i sernik z białą czekoladą. Oba po prostu fan-ta-sty-czne! Jeden puszysty, ale nie napompowany, drugi kremowy z aksamitną polewą. Niebo w gębie z dodatkiem pysznej aromatycznej małej czarnej. Pewne jest, że wrócę tam nieraz, a jak zamieszkam w Berlinie, to wyrobię sobie złotą kartę do tego lokalu!
princess-cheesecake.de
Tucholskystraße 37
10117 Berlin Mitte

Ciasteczka tureckie
To miejsce odkryłem przez przypadek, czekając na autobus powrotny do hotelu. Zostało kilka minut, a ja, kręcąc się wokół przystanku, zobaczyłem niewinnie wyglądający sklep z baklawą. Trudno było się oprzeć pokusie wejścia do środka. Ku mojemu zaskoczeniu produkty wewnątrz nie były typowymi tureckimi słodkościami, zawsze przesadnie słodkimi, ale przysmakami na bazie miodu, chałwy i wszelkiego rodzaju orzechów. Wszedłem na chwilę pooglądać, a wyszedłem po długim czasie, przegapiając dwa kolejne autobusy, z pełną torbą. Następnego i kolejnego dnia, wracając wieczorami, potrafiłem zboczyć z trasy tylko po to, aby zahaczyć o ten sklep i kupić coś kolejnego do skosztowania. Spróbowałem tam chyba wszystkiego i… jak dla mnie nie było ani jednej rzeczy, która nie byłaby smaczna. Wszystko cudownie słodkie, lepiące, miodowe albo z dużą ilością pistacji, bo tych ostatnich tam wszędzie najwięcej. Na szczęście tak jak Turcy kocham pistacje!
palast-konditorei.de
Sonnenallee 93
12045 Berlin 

…czyli danie z odzysku

Od zawsze wyznaję zasadę, że w kuchni można wykorzystać wszystko. Czasem warto pokusić się o niebanalne połączenia i wykorzystać produkty, które wydają się już bezużyteczne (o ile oczywiście nie są zepsute, albo przeterminowane). Dodatkowo będzie to ukłon w stronę ekologicznego stylu życia i zasady „zero waste”. Tym razem z czerstwego pieczywa i makaronu powstał w kilkanaście minut obiad w stylu włoskim. Gwarantuję, że połączenie czosnku i chrzanu z masłem to trochę zaskakujący ideał. 

SKŁADNIKI
ok. 150 g makaronu (może być spaghetti, cortecce, penne albo każdy inny, który Wam został)
czerstwe pieczywo – bułka, bagietka, chleb
3-4 łyżki masła
2 łyżki chrzanu
ząbek czosnku 

DODATKOWO
ser – parmezan lub żółty
świeżo mielony pieprz 

PRZYGOTOWANIE 

Makaron gotujemy według przepisu na opakowaniu. W tym czasie miksujemy pieczywo w blenderze, aż rozpadnie się na grube okruchy. Na patelni roztapiamy masło, dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek i chrzan. Podsmażamy około minuty. Po tym czasie dodajemy pieczywo i podsmażamy kolejne kilka minut do momentu, aż będzie chrupiące i złociste. Z gotującego się makaronu odlewamy chochlę wody i odstawiamy na bok.

Szczypcami lub sitkiem przekładamy makaron na patelnię, stojącą na dużym ogniu, dolewamy chochlę wody i całość mieszamy. Na koniec dodajemy starty ser i doprawiamy świeżo mielonym pieprzem. 

Smacznego! 

 

Ulubione restauracje i kawiarnie
Kiedy czasem porządkuję zdjęcia w telefonie, najwięcej, oczywiście, znajduję tych, na których uwieczniłem jedzenie, napoje albo wnętrza kulinarnych miejsc, z których wychodzę z myślą, że trzeba jeszcze kiedyś tam wrócić i polecić je innym. Nie ukrywam, że Berlin to jedno z tych miejsc, które pokochałem już od pierwszej wizyty. Zawsze, kiedy mam okazję tam przebywać, towarzyszy mi myśl, że mógłbym tam zamieszkać. Za co kocham to miasto? Za różnorodność, magiczny eklektyzm, jedyne w swoim rodzaju połączenie harmidru wielkiego miasta ze spokojem oraz wolność, jaką się tam czuje. Każdy znajdzie w Berlinie coś dla siebie! Dotyczy to też jedzenia. Steki, tajskie przekąski, najlepszy w Europie ramen, owoce morza, desery i ukochana kawa po turecku parzona w gorącym piasku… Mógłbym tak wymieniać godzinami. Ale zamiast tego zaproszę Was w kulinarną podróż. W pierwszej części wybierzemy się do miejsc, które serwują fantastyczne dania główne i słone przekąski, a w drugiej (znajdziecie ją w sekcji na „Na słodko”) na śniadania, desery i… najlepszą małą czarną. Zaczynamy wędrówkę po dwunastu miejscach, które odwiedzam regularnie od wielu lat i które mogę Wam polecić z czystym sumieniem. A właściwie z pełnym i szczęśliwym żołądkiem 😉 

 


KaDeWe – Austernbar – zapiekane małże w winie i maśle
Nawet jeśli jestem w Berlinie tylko przez kilka godzin, to i tak zawsze wyląduję w tym miejscu. Znajdujące się w dzielnicy Schoneberg 113-letnie KaDeWe (Kaufhaus des Westens, tłum. Dom Handlowy Zachodu) cieszy się opinią największego domu towarowego w Niemczech oraz drugiego co do wielkości i różnorodności oferty miejsca sprzedaży żywności w Europie. Mieszczący się na przedostatnim piętrze tego obiektu dział z jedzeniem i kulinariami to istny raj dla każdego smakosza. Znaleźć tam można… absolutnie wszystko! To nie tylko ekskluzywny supermarket, ale też miejsce, gdzie od razu można zaspokoić głód. Spróbowałem tam wielu potraw, nic jednak nie skradło mojego kulinarnego serca tak bardzo jak świeże ostrygi i małże zapiekane ze szpinakiem z krewetkami w sosie maślanym na bazie wina. Brzmi pysznie, smakuje obłędnie. Do tego chrupiąca bagietka, aby można było wyjeść sos do ostatniej kropelki, bo przecież nie wypada wylizywać talerza 😉 Do tego obowiązkowo kieliszek proseco albo białego wina. Kulinarne szaleństwo, którego choć raz trzeba spróbować!
Austernbar im KaDeWe
store.kadewe.de/food-restaurants/
Tauentzienstraße 21
10789 Berlin

 



Block House – czyli najlepsze steki w mieście
Gdy choć jedna osoba z towarzystwa lubi mięso, wtedy jednym z głównych punktów na kulinarnej mapie Berlina powinien być Block House, serwujący od lat rewelacyjne steki (wysmażone według waszych potrzeb) z ziemniakiem i coleslawem. Brzmi banalnie, ale uwierzcie: w tym przypadku w prostocie tkwi wielka siła! Restauracje z szyldem Block House prezentują tę siłę już od ponad pół wieku, a ich sieć rozrasta się z roku na roku. Mój ulubiony lokal znajduje się przy słynnym Alexander Platz. Świętowałem w nim urodziny, jadłem sylwestrową i noworoczną kolację i powiem wam z ręką na sercu: wizyta w Berlinie bez steka w BlockHouse jest już od szesnastu lat dla mnie wizytą straconą.
www.block-house.de
Karl-Liebknecht-Str. 7
10178 Berlin

 



Transit – tapas w stylu azjatyckim
Azjatyckie klimaty w sercu Berlina – tak w skrócie można opisać tę mała i wiecznie obleganą knajpkę (przygotujcie się na to, że często poczekacie tu na wolne miejsce, zwłaszcza w sezonie turystycznym). Wszystko podaje się tu w formie niewielkich przystawek, podawanych w miseczkach. Niewielkie na oko rozmiary szybko okazują się złudne, bo już zawartością dwóch, trzech miseczkami można się solidnie najeść. W menu znajdziemy smażone kalmary, kurczaka w sosie orzechowym czy z trawą cytrynową, kaczkę w chrupiącej skórce, krewetki czy kilka rodzajów curry. Wyszukanych połączeń czy bardzo oryginalnych smaków raczej tutaj nie odkryjecie, ale gwarantuję, że i tak wyjdziecie syci i zadowoleni! Do potraw polecam wam rozgrzewający napój imbirowy (zwłaszcza zimą!). Nic więcej nie trzeba do szczęścia!
transit-restaurants.com
Rosenthaler Str. 68
10119 Berlin

 



Cocolo Ramen – miska szczęścia
Dosłownie i w przenośni. Dla niewtajemniczonych – ramen to japońska wersja rosołu „na bogato”. Pewnie wielu kucharzy pogoniłoby mnie z takim porównaniem, gdzie pieprz rośnie, ale co tam 😉 Dla mnie to po prostu rosół z makaronem i dodatkami. I w tych ostatnich tkwi cała magia. W różnych wersjach ramenu znajdziemy mięsa, ryby, owoce morza, pędy bambusów, glony, nori, negi, imbir, chili, jajka, nasiona sezamu, szczypiorek, kamaboko, sosy sojowe, olej sezamowy. Ufffffff… Generalnie jednego przepisu na ramen nie znajdziecie nigdzie. Każdy kucharz, restauracja czy miejsce z tym pysznym daniem ma swoją magiczną recepturę. W efekcie końcowym chodzi bowiem o to, aby otrzymać gorącą, rozgrzewającą miskę pysznego aromatycznego bulionu. Ten w „Cocolo” jest wyśmienity i godny polecania każdemu fanowi zup.
kuchi.de
Graefestraße 11
10967 Berlin

 


Mauerpark Flea Market – food tracki i pizza
Miejsce dosyć specyficzne i w sumie nie wiem, czy uwierzycie mi, że można dobrze zjeść na… stadionie. Ale po kolei. W każdą niedzielę w okolicach Prenzlauer Berg, niedaleko przebiegającej niegdyś granicy dwóch części Berlina, w parku przy stadionie wyrasta największy w tym mieście pchli targ. Znajdziecie tu ubrania, biżuterię, przyprawy, stare meble, używane rzeczy i… pyszne jedzenie. W zależności od pory roku stoi tam zawsze kilkanaście food-trucków i otwarty jest kulinarny zakątek. I to właśnie tam ląduję najczęściej. Po co? Ano po jedyną w swoim rodzaju pizzę z pieca opalanego drewnem. Wybór jest niewielki, najczęściej są tam dwa, trzy rodzaje, w zależności od produktów. Jeden za to wspólny mianownik: smak i zawsze tak samo dobry chrupiący spód! A oprócz tego można się tam napić dobrego piwa, zjeść kanapki, a na deser – kawałek pysznego domowego ciasta.
flohmarktimmauerpark.de
Bernauer Strasse 63-64,
13355 Berlin-Mitte

 



Mogg – kanapki z szarpaną wieprzowiną
Jeśli kiedykolwiek jedliście szarpaną wieprzowinę, wołowinę lub inne mięso przygotowywane taką metodę i doszliście do wniosku, że to niebo w gębie, to „Mogg” jest zdecydowanie miejscem dla Was. Trafiłem tutaj wiedziony blogowymi opiniami kilku osób, które jednomyślnie stwierdziły, że serwowane tam sandwicze są obłędne! I dołączyłem do grona fanów tej małej restauracyjki, do której niełatwo trafić, bo nie wchodzi się tam prosto z ulicy, ale przez podwórko i krążąc korytarzami. Warto jednak nawet i trochę pobłądzić, bo menu wynagradza trud. Za pierwszym razem zamówiliśmy tu kilka kanapek, wychodząc z założenia, że warto spróbować kilku smaków. I to nas zgubiło, bo potem bez mała wytaczaliśmy się z restauracji. Pamiętajcie, że jedna porcja wystarczy spokojnie dwóm śmiertelnikom. Wszystko smakuje tam wybornie. Mięso w każdej kanapce jest idealnie dopieczone, cudownie doprawione i aromatyczne. Każda z kanapek miała inne dodatki i sosy. W efekcie końcowym miało się na talerzu prawdziwą fuzję smaków. Niby „tylko” sandwicze, a w istocie – jedzenie warte grzechu. Bardzo polecam.
moggmogg.com
Auguststraße 11-13
10117 Berlin

 


Jak to mawiają Anglicy „last but not least” – kulinarny symbol Berlina czyli niemiecka wersja znanego wszystkim hot-doga. Jedno z najpopularniejszych niemieckich dań typu fast-food. Znajdziecie je praktycznie wszędzie – od budek z jedzeniem począwszy, poprzez restauracje, a kończąc na… tackach u ulicznych sprzedawców. Podawana na gorąco, najczęściej grillowana na elektrycznych rolkach kiełbasa wieprzowa, posypana przyprawą curry, podawana z sosem na bazie koncentratu pomidorowego, z bułką lub frytkami to berliński hit nad hity. Wymyślona w 1949 roku, do dziś sprzedawana jest w ilości 800 milionów porcji rocznie. Niby nic specjalnego, ale spróbować trzeba koniecznie 😉

Połączenie dwóch moich ulubionych składników kopytek i bobu, daje w rezultacie proste danie, które zachwyci każdego! Gwarantuję 😉 Do tego palone masło o smaku świeżej mięty, pokruszona feta i z banalnej potrawy uzyskujemy prawdziwy rarytas! Jeśli nie przepadacie za fetą, możecie użyć sera białego, koziego lub pleśniowego. Tutaj można kombinować i zmieniać smak za każdym razem. 

SKŁADNIKI
500 g bobu (po obraniu powinno wyjść ok. 300 g)
100 g fety
1 jajko
ok. 100 g mąki pszennej
sól
świeżo zmielony pieprz 

DODATKOWO
4-5 łyżek masła
garść świeżej mięty
ok. 100 g fety do dekoracji  

PRZYGOTOWANIE 

Bób gotujemy w osolonej wodzie do miękkości, obieramy i studzimy. Wraz z fetą rozgniatamy praską do ziemniaków. Dodajemy jajko, mąkę, świeżo zmielony pieprz i sól (uważając na ilość tej ostatniej, gdyż feta jest słona). Mieszamy widelcem do momentu połączenia się składników. 

Przekładamy na blat albo stolnicę, podsypaną mąką. Ciasto dzielimy na 2-3 części, z każdej formujemy wałek, delikatnie go rozpłaszczamy nożem i kroimy ukośnie w kilkucentymetrowe rąby lub prostokąty.
Wrzucamy kopytka do gotującej się, lekko osolonej wody i od wypłynięcia gotujemy maksymalnie minutę. 

Masło na małym ogniu podgrzewamy kilka minut, aż wytworzy się piana i zacznie brązowieć oraz pachnieć orzechami (uważając, aby go nie przypalić). Dodajemy miętę i mieszamy, podsmażając jeszcze chwilę.

Gorące kopytka podajemy z masłem, pokruszoną fetą i świeżo zmielonym pieprzem. 

Smacznego!  

Drożdżowe rogaliki z dżemem 

SKŁADNIKI
280 g mąki pszennej
15 g świeżych drożdży (lub ok. 7-8 g suszonych)
150 ml mleka
1 jajko
50 g masła
40 g drobnego cukru
szczypta soli
laska wanilii 

DODATKOWO
ulubiony dżem lub marmolada
cukier puder do dekoracji 

PRZYGOTOWANIE 

Do podgrzanego mleka (powinno być letnie a nie gorące) dodajemy drożdże, łyżkę cukru i łyżkę mąki. Całość mieszamy do momentu rozpuszczenia się drożdży i odstawiamy na 15-20 minut, aż taki zaczyn zacznie pracować.

Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy cukier, ziarenka z całej laski wanilii, sól, jajko i zaczyn. Całość zagniatamy przez kilka minut. Następnie wlewamy roztopione wystudzone masło i dalej wyrabiamy, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Przykrywamy je i odstawiamy na 2 godziny w ciepłe miejsce. 

Wyrośnięte ciasto wykładamy na blat podsypany mąką i delikatnie zagniatamy. Dzielimy na dwie części. Każdą rozwałkowujemy na prostokąt wielkości ok. 20 x 40 cm i ostrym nożem lub kółkiem do pizzy wycinamy naprzemiennie trójkąty. U podstawy każdego nakładamy łyżeczkę dżemu i zwijamy rogaliki w kierunku krótszego wierzchołka (końcówka powinna się znaleźć pod spodem rogalika). 

Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i pozostawiamy do wyrośnięcia ok. 30 minut. Po tym czasie wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni C piekarnika i pieczemy ok. 12-15 minut. Studzimy na kratce. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem. 

Smacznego! 

Kremowy tradycyjny napój indyjski ze świeżego mango, jogurtu naturalnego, mleka lub wody, doprawiony niewielką ilością kardamonu i wody różanej. Fani klasycznych smaków mogą pominąć ostatnie dwa składniki… jednak to właśnie one podkręcają smak mango, więc proponuję choć raz spróbować właśnie takiej konfiguracji smakowej!
Do tego jeśli wszystkie składniki będą dobrze schłodzone, otrzymacie orzeźwiający napój, który doskonale ugasi pragnienie w ciepłe dni 🙂

SKŁADNIKI na 2 porcje
1 dojrzałe mango
150 ml jogurtu naturalnego
100 ml mleka lub wody
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu lub kilka kropel naturalnego aromatu z kardamonu
1/2 łyżeczki wody różanej 

PRZYGOTOWANIE 

Mango obieramy i oddzielamy miąższ od pestki.
Wrzucamy do kielicha blendera, dodajemy jogurt, mleko lub wodę, kardamon i wodę różaną.
Miksujemy całość do uzyskania gładkiego koktajlu. 

Smacznego! 

 

Kruchy spód, idealnie słodka masa serowa, brzoskwinie, delikatna pianka bezowa i tarta kruszonka.
Brzmi cudownie? Tak właśnie smakuje. Miałem niespełna 10 lat, kiedy spróbowałem tego sernika, a pierwszy kawałek trafił do moich ust z gorącej jeszcze blachy. Tamten słodki smak i delikatną konsystencję pamiętam do dziś. 

Sernik z brzoskwiniami 

SKŁADNIKI
KRUCHE CIASTO
250 g masła
5 żółtek (białka zostawiamy!)
3-4 łyżki cukru pudru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
350 g mąki pszennej 

Wszystkie składniki energicznie zagniatamy do otrzymania gładkiego ciasta. Można to zrobić w robocie planetarnym, miksując do otrzymania kruszonki, a na koniec zagniatając całość, aby miała jednolitą konsystencję. Tak przygotowane ciasto dzielimy na dwie części, owijamy folią i wstawiamy do zamrażalnika na ok. 2 godziny. 

MASA SEROWA
1 kg twarogu mielonego trzykrotnie
2 łyżki budyniu waniliowego
łyżeczka cukru waniliowego lub pasty waniliowej
120 g masła
200 g drobnego cukru
3 jajka 

Masło (w temperaturze pokojowej) ucieramy mikserem z cukrem na jasną puszystą masę. Następnie dodajemy po jednym jajku i nadal miksujemy. Na koniec partiami dodajemy ser, budyń i cukier waniliowy lub pastę. Miksujemy do połączenia wszystkich składników. 

DODATKOWO
puszka brzoskwiń w syropie
5 białek (pozostałych z przygotowania kruchego ciasta)
160 g drobnego cukru 

Brzoskwinie odsączamy z syropu i kroimy w grubsze plastry. Białka ubijamy, a gdy będą sztywne, stopniowo (najlepiej po łyżce) dodajemy cukier. Ubijamy do momentu otrzymania lśniącej, puszystej i sztywnej piany. Robimy to na samym końcu, bezpośrednio przed wyłożeniem na masę serową. 

PRZYGOTOWANIE 

Dużą prostokątną blachę (ok. 25×40) wykładamy papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni C.
Jedną część ciasta wyciągamy z zamrażalnika i ścieramy bezpośrednio na blachę na tarce o grubych oczkach. Blachę wstawiamy do piekarnika na 10 minut.
Na podpieczony spód wykładamy masę serową. Na wyrównanej masie serowej układamy brzoskwinie, zapełniając nimi całą blachę. Następnie wykładamy ubite na sztywno białka, a na nie ścieramy na tarce o grubych oczkach drugi kawałek kruchego schłodzonego ciasta. Tak przygotowaną całość wkładamy do piekarnika nagrzanego do 175 stopni C na ok. 55-60 minut.
Po wystudzeniu dekorujemy cukrem pudrem. 

Smacznego!